środa, 26 lipca 2017

Nie taki instruktor straszny. Czyli niepotrzebny stres przed pierwsza lekcja tańca.


Na lekcje tańca przychodzimy, żeby się go nauczyć.
Czasem dla siebie, innym razem dla drugiej połówki, czasem dlatego, że taniec kochamy i chcemy się trochę podszkolić.
Jednak najczęstszym powodem jest pierwszy taniec Młodej Pary.


Bez względu na powód, dla którego ludzie zapisują się na lekcje grupowe czy indywidualne, zauważam u moich kursantów stres.
Zazwyczaj jest on spowodowany tym, że nie potrafią tańczyć i ktoś ich będzie tego uczył.
Że instruktor będzie zbyt wymagający.
Że nie sprostają nawet najłatwiejszym zadaniom.
Że będą głupio wyglądać.
Że inni kursanci będą widzieć ich błędy.
Jedynym sensownym powodem jest pierwszy.
Czyli nic nie potrafisz i przychodzisz się nauczyć.
Ale to nie powinno mieć miejsca.
Fajnie, że masz w sobie chęć odkrywania czegoś nowego.

Zdecydowana większość par, które zapisują się na zajęcia na samym początku jest spięta, cicha i zestresowana.
Zawsze staram się wprowadzać taką atmosferę, żeby poczuli, że jestem po ich stronie, że taniec to fajna zabawa i wcale nie taka trudna.
Cieszy mnie fakt, że szybko to wyczuwają i się rozluźniają.


Niestety stres powoduje, że zachowujemy się inaczej niż na co dzień. Mniejsza zdolność zapamiętywania nowych rzeczy, koncentracja siada, a i uwagi przyjmujesz zbyt poważnie.
Ach... Skąd ja to znam ;)


Nie będę wypowiadać się w imieniu ogółu instruktorów, ale mogę powiedzieć jak to wygląda z mojej perspektywy  i jestem pewna, że 90% kolegów i koleżanek "po fachu" się ze mną zgodzi.

Oto kilka cennych słów, które należy zapamiętać przed pójściem na naukę tańca.

Instruktor jest dla ciebie, a nie ty dla instruktora.
Znaczy to, że jak jakiś krok ci się nie podoba i nie chcesz tego robić, to po prostu możesz to powiedzieć nauczycielowi, a on na pewno uszanuje twoje zdanie i zaproponuje coś innego.
Nie każdy facet w Cha-chy musi kręcić biodrami jak latynos i ma do tego prawo.
Nie czujesz tego - nie robisz tego.
Nauka powinna być przyjemna.
Oczywiście nie znaczy to, że nie mogą pojawić się trudniejsze elementy (one też są potrzebne).

A propos trudności - każdy instruktor ma wypracowany i sprawdzony plan działania. Zaczyna się od totalnych podstaw, tak żebyś po pierwszych zajęciach nie wyszedł załamany, tylko usatysfakcjonowany, że czegoś się nauczyłeś.
Jednak nie oszukujmy się - po godzinie nauki mało kto czuje się królem parkietu.

Ostatnio para powiedziała mi, że pierwsze dwie lekcje były ciężkie i po każdej czuli się beznadziejnymi tancerzami.
Bywa i tak. Zazwyczaj przechodzą to ci, którzy jednak coś potrafią. Albo tak do tej pory myśleli.


Zauważyłam, że jest zasada trzeciej lekcji.
Na niej zazwyczaj następuje przełom i to, co wcześniej było niezrozumiałe, nagle okazuje się proste i logiczne.
Na trzeciej lekcji tez może pojawić się kryzys. To tez jest typowe.
Jeśli trzecia lekcja - to, albo przełom, albo kryzys.
Wszystko zależy od tego jak szło na pierwszych dwóch lekcjach.
Jeśli para nie radziła sobie na początku - trzecia lekcja jest przełomem.
Kiedy dwie pierwsze lekcje idą jak po maśle - trzecia będzie kryzysowa.

Pamiętajcie - nauka tańca to przede wszystkim zabawa.
Nie nastawiajcie się na lincz, krzyk i złość instruktora.

Ja dzięki tej pracy jestem bardzo cierpliwa i spokojna.
Kiedyś oczywiście było inaczej.
Ale po latach wyrobiłam sobie naprawdę ogrom cierpliwości.

Jestem przekonana, że duża część kursantów boi się tego, co sobie myślę, kiedy na nich patrzę.
Tak uczciwie, z ręka na sercu, mam same pozytywne myśli.
Chociaż czasem mój wzrok może mylić - kiedy się na czymś koncentruje i bacznie to obserwuje mam wzrok jakbym chciała zabić.
Zupełnie nie specjalnie ;)

Ale przyznam się, że przez 8 lat prowadzenia zajęć jeden jedyny raz ciężko było mi powstrzymać wybuch śmiechu przy nauce kroku podstawowego cha-chy.
Nie poddałam się, chociaż było bardzo ciężko :)

Tak więc ludziska - zapisywać się na  TAŃCE i SIĘ NIE BAĆ!


Pssst... 
Ja też czasem na pierwszych zajęciach mogę wydawać się zestresowana, ale to jedynie EKSCYTACJA :)



Ev.